Menu witryny
Promocja książki "Opowieści Teremiszczańskie"
Fragment posłowia do książki Opowieści Teremiszczańskie. Opowieści mieszkańców Teremisek w spektaklu Uniwersytetu Powszechnego im. Jana Józefa Lipskiego.
Jak dotknąć pamięci w miejscu, w którym, choć już zadomowieni, zawsze będziemy trochę obcy? Mieszkający tu od kilkudziesięciu lat sąsiad, po dziś dzień nazywany jest Warszawiakiem. My – czyli zespół Uniwersytetu Powszechnego im. Jana Józefa Lipskiego w Teremiskach, oddychamy tym powietrzem od sześciu zaledwie lat – co to znaczy dla tych, którzy jako dzieci sadzili tu dęby – dziś grube, sękate, zdające się tkwić korzeniami w tej ziemi od zawsze.
Zaczynamy nieśmiało – przysiadamy na ławkach, opieramy się o płoty, przystajemy w drodze po mleko – najpierw na chwilę, która z czasem wydłuża się i wypełnia krótkimi opowiastkami. Już czujemy, że możemy zacząć pytać – o to jak się tu kiedyś żyło, jak pracowało, jak się bawiło, śpiewało, o co ludzie się martwili i czym cieszyli. O ich życie. Pierwsze opowieści zaczynają płynąć nieśmiało, towarzyszy im zdziwienie, zakłopotanie – komu tego dziś słuchać, po co pamięć odkurzać, zaraz człowiek myśleć zaczyna, jak to kiedyś mu dobrze było – teraz też nie jest źle, ale kiedyś...Już po chwili czas i przestrzeń przestają istnieć, teraźniejszość znika gdzieś za piecem, a przy stole siadają z nami dawni sąsiedzi, krótkowzroczny Edzio pasący krowy, muzykanci przygrywający do wiejskich tańców, kosiarze i partyzany. Po ścianach przesuwają się cienie wypędzonych na Sybir, podłoga skrzypi uginając się pod kołami zapakowanych wozów, ciągnących jeden za drugim podczas wywózki. Słychać trzask płomieni – to wieś się pali, ale już za chwilę słychać odgłosy siekier i domy szast-prast, jeden po drugim znów stoją rzędami wzdłuż drogi.
W pamięci naszych rozmówców to wszystko są chwile, dla nas trwają czasem kwadrans, a czasem trzy godziny. Już wiemy, że chcemy pójść o krok dalej. Ten krok stawiamy w kierunku naszego teatru w Stodole. Tam chcemy zaprosić naszych sąsiadów – panią Zinę, która do dziś pamięta pięciu kawalerów od Wiszniewskich, co tak ładnie śpiewali. Panią Czesię, której mama nie raz, a dwadzieścia razy opowiadała o bieżaństwie, a która sama jak dziś pamięta potajemne spotkania młodzieży na tańcach w szkole, do której żeby się dostać Paweł musiał wytrychem otworzyć drzwi.
W tą podróż zabieramy wszystkich naszych sąsiadów – to oni dzielą się z nami swoją pamięcią, czasem będącą jak otwarta księga, czasem składającą się z urywków zdań, fragmentów fotografii.
Zaczynamy pisać scenariusz. Jego trzon stanowią opowieści pani Zinaidy Smoktunowicz oraz pani Czesławy Siemionow. To z nimi początkowo spędzamy długie godziny, zasłuchani w tak często kiedyś śpiewane pieśni, zapatrzeni w malowane przed naszymi oczami obrazy dawnych Teremisek, tak innych od tych, które znamy, ale tak samo drogich i ważnych. Często dopytujemy o coś również innych sąsiadów – a to pani Luda Poleszuk opowie nam o pieczeniu chleba, a to o odwietkach po narodzinach dziecka opowie pani Wala Dziedzik. Pani Wala śpiewa z panią Ziną tutejsze pieśni na dwa głosy, pierwsza nisko, tęsknie, druga – górnym głosem, nieśmiało, ale pewnie, przypomina sobie kolejne zwrotki. Pan Józef Niwiński tak żywo opowiada o partyzanach, że niemal widzimy skradające się w krzakach cienie. Pani Mirka Smoktunowicz wspomina swoją babkę i mamę, które były szeptuchami i znanego w okolicy Mikołaja Smoktunowicza – swojego ojca (...)
Dorota Borodaj
Gościmy
Odwiedza nas 31 gości